Uczniowie naszej gimbazy, jak z wdziękiem określali gimnazjum wszyscy obecni w Długopolu obcokrajowcy, wrócili albo chorzy, albo zakochani (obiekty westchnień stanowili uczniowie i uczennice drugiej biorącej udział w obozie szkoły), co właściwie na jedno wychodzi, a jednak szczęśliwi. Zresztą oto co napisali sami (nie zmuszałem ich do tego):
Uczeń 1: „Ogólnie Euroweek jest genialny. Można spotkać wielu świetnych ludzi, szczególnie wolontariuszy z różnych krajów, którzy opowiadają o innych kulturach. Oczywiście po angielsku. Po polsku umieli tylko: gimbaza, pomidorowa, mordo, cicho, masakra, gangster. Mnie najbardziej podobały się luźne rozmowy z wolontariuszami oraz śmiech kolegi, który brzmiał jak odpalanie malucha. Poza tym jestem jedyną osobą w klasie, która zdobyła na obozie etiopską kawę (wedle jej dystrybutora, naturalnie Etiopczyka, najlepszą na świecie)”.
Uczeń 2: „Moje wrażenia z wycieczki są świetne. Podszkoliłem język, poznałem inne kultury, a także dowiedziałem się, że ciasnota nie boli, bo mój pokój był 8-osobowy. Jeżeli odwiedzisz to miejsce musisz koniecznie zajrzeć za obrazy wiszące na ścianach. Kryje się pod nimi pełno podpisów i numerów telefonów”.
Uczeń 3: „Była to jedna z najlepszych rzeczy, jakich doświadczyłem w życiu. Zostanie w pamięci na całe życie. Wszystko, czego tam doświadczyłem, było tak niesamowite, że opowiadanie o tym, byłoby jak zdradzenie zakończenia filmu. Integracja z klasą i drugą szkołą stały na mistrzowskim poziomie: prace w grupach, gra w karty, wspólne wygłupy, dyskoteki. Na myśl o tym robi się teraz smutno, bo to się już skończyło. Chcę to przeżyć jeszcze raz”.